Po wprowadzeniu nowego podatku, który zastąpiłby obecny liczony od powierzchni nieruchomości, właściciel 50-metrowego mieszkania o wartości 200 tys. zł zamiast 28 zł zapłaciłby rocznie nawet 2000 zł!
Na razie możemy jednak spać spokojnie. Podatku nie będzie bez wdrożenia systemu ewidencji gruntów i budynków, czyli katastru. Ma on zawierać informacje o nieruchomościach, m.in. powierzchnię, położenie, dokładny opis budynków, a także ich wartość (właśnie na użytek fiskusa). Jak dokładnie kataster ma wyglądać - nie wiadomo, bo nie ma ustawy w tej sprawie. Wytyka to NIK w najnowszym raporcie.
Mimo braku ustawy od 2001 r. budowany jest Zintegrowany System Informacji o Nieruchomościach (ZSIN), częściowo za pieniądze UE. Sama budowa katastru w ramach ZSIN pochłonęła już 31 mln zł. Te wydatki wzrosną o kolejne ponad pół miliarda złotych! NIK alarmuje, że Główny Urząd Geodezji i Kartografii, któremu rząd zlecił budowę katastru, rozgrzebał ją, nie wiedząc, jaki ma być docelowy model systemu. - Może się okazać, że pieniądze zostaną zaprzepaszczone - mówił w czwartek wiceprezes NIK Jacek Jezierski. Wiceminister budownictwa i pełnomocnik rządu ds. Rządowego Programu Rozwoju ZSIN Piotr Styczeń uspokaja: - Inne kraje europejskie budowały swoje systemy latami, często zmieniając koncepcje.
Czy kłopoty z budową katastru nieruchomości oddalają wprowadzenie podatku katastralnego? Janusz Laube z NIK uważa, że tak. Jednak nie to jest zmartwieniem rządu. Styczeń nie słyszał o planie wprowadzania podatku katastralnego, którego obawia się wielu właścicieli nieruchomości, zwłaszcza domów jednorodzinnych. Prof. Władysław Brzeski z Banku Światowego przyznaje, że stawki takiego podatku na świecie sięgają nawet 1 proc. wartości nieruchomości rocznie. Prof. Brzeski zaznacza, że gminy nie musiałyby stosować maksymalnej ustawowej stawki. Po drugie, ulgi mogłyby chronić niezamożnych właścicieli. Według Brzeskiego chodzi o to, by więcej do kasy gminy wpłacali bogaci właściciele.
Obecnie w przypadku budynków mieszkalnych maksymalna stawka wynosi 56 gr za m kw. Stosuje ją np. Poznań, ale w Warszawie stawka wynosi 51 gr, a w Płocku - 49 gr za metr.
źródło: gazeta.pl